chce mi sie życ, dotykać skorek od pomarańczy, mieć dzieci, kochać i być potrzebny... polecam...
gorzej jak się nie ma po co żyć, dotykać skórek pomaranćzy, po co mieć dzieci i nie być potrzebnym.
A filmu nie miałam okazji zobaczyć- JESZCZE.
Fakt, film skłania do refleksji, wzrusza, porusza czy nawet motywuje do egzystencji.
Wrażenia w odbiorcy wywołuje, nie pozostawia obojętnym.
(Szkoda tylko, że na codzień tak rzadko doceniamy byt w jakim zostaliśmy umiejscowieni...to tak na marginesie ;))
Kreacja głównej bohaterki całkiem przyzwoita.
Reasumując film dosyć mi się podobał, choć nie był to jednak jeden z tych obrazów, które powalają do cna.
Zastanawiam się tylko dlaczego "Moje życie..." jest sygnowane nazwiskiem Almodovara, gdyż chyba nie był jego współtwórcą (?).
był jednym z producentów. to stary chwyt, że cały film reklamuje się nazwiskiem człowieka który ma z nim niewiele wspólnego. a im słabszy film tym więcej miejsca zajmuje to nazwisko na plakacie. to samo było na przykład z kręgosłupem diabła (również almodovar), hostelem (tarantino) i śmiertelną gorączką (lynch, z tego co pamiętam).