Zaskoczyło mnie zakończenie, choć nietrudno było przewidzieć, że Ann odejdzie. Nie sądziłam jednak, że będzie to pokazane w taki sposób. Nie podobała mi się scena z wesołą rodzinką po śmierci Ann (Ann numer dwa pakująca do bagażnika klamoty i usmiechnięty świeżo upieczony wdowiec z córkami), było w tej scenie coś sztucznego, że oto nagle umierająca kobieta zaplanowała sobie znaleźć żonę dla swojego męża, ta spadła jej z nieba a potem jak gdyby nigdy nic, zajęła jej miejsce.